Jedną z najbardziej imponujących scen w starożytnym Rzymie był moment, gdy jakiś zwycięski generał wkroczył triumfalnie do miasta Cezarów.
Aby stolica zapewniła najwspanialsze przyjęcie, musiały zostać spełnione 2 warunki:
1) Że generał wygrał sprawiedliwą wojnę ( Bellum iustum).
2) Że co najmniej 5.000 wrogów zginęło w konfrontacji.
Oddziały, które miały wziąć udział w marszu, zorganizowano w ul Pole Marsa, skąd w proceduralnej defiladzie wjechali do Rzymu przez Łuk Triumfalny. Po podróży Via Sacra dotarli do Kapitolu i złożyli hołd Jowiszowi. Tam, u stóp Cezara, zwycięskie wojska pokazały ludowi skarby przywiezione z podbitych ziem oraz długą linię pojmanych jeńców.
Tego dnia Rzym był pełen podniecenia i euforii.
Girlandy i kwiaty nie były wystarczające, by pogratulować zwycięskiej armii.
Parada triumfalna była w rzeczywistości nagrodą samą w sobie, ponieważ wojsku nie wolno było codziennie chodzić po mieście.
Ale hołd skupiał się na osobie zwycięskiego generała, który został ukoronowany laurami i ubrany w tunikę wysadzaną złotem. Został przyjęty tak, jakby był bogiem, do tego stopnia, że tego dnia jego popularność i potęga przyćmiły te samego cesarza.
Zapewne z tego powodu Juliusz Cezar, być może w obawie, że niektórzy z jego bohaterów będą chcieli zakwestionować ich przestrzenie władzy i żeby generał nie zapomniał, że ta sytuacja była przejściowa, rozkazał to za bohaterem i prawie przykleił się do jego pleców, zawsze paradował z niewolnikiem, który unosząc koronę Jowisza Kapitolińskiego nad głowę, szeptał do ucha generała: Respice post, hominen te esse memento (spójrz wstecz i pamiętaj, że jesteś tylko mężczyzną).